„Wiatrak to nie tylko zjawisko architektoniczne – to także swoista świątynia.”
Pięknie na temat wiatraków napisał Jerzy Adamczewski w publikacji „Młynarstwo magiczne” a ja w zupełności się z nim zgadzam 🙂 .
Wiatraki są cichymi obserwatorami świata, który ich otacza. Stoją przez wiele pokoleń, lat, wieków i chłoną historię danego miejsca. Gdyby tylko umiały mówić, być może zmieniłyby bieg niejednej historii. To właśnie ta tajemniczość przede wszystkim mnie do nich przyciąga. Ale nie tylko. Wiatrakom zawdzięczamy życie, bo przecież to one mieliły zboża na mąkę, abyśmy my, ludzie mieli co jeść. O ich wielkiej zasłudze dla ludzkości możemy przypomnieć sobie, patrząć na opakowanie mąki, gdzie często widnieje rysunek starego młyna. I chociaż od prawie 100 lat wiatraczne młyny nie pełnią już swojej pierwotnej funkcji to nadal są zakorzenione w naszej świadomości i pozotaną prekurosrami w tej dziedzinie. Czy pytanie „Co ma piernik do wiatraka?” nie wydaje się Wam teraz bezsensowne?
Wiatraki zawsze miały według mnie „to coś”, co przyciągało, co jakąś nieokreśloną siłą kazało się przy nim zatrzymać, pokomplentować. Być może zaczęło się to w dzieciństwie, kiedy rodzice zabrali mnie na wakacje na Kaszuby i tam zobaczyłam pierwszy drewniany młyn wietrzny? A może dopiero 2012 roku, kiedy odwiedziłam po raz pierwszy Holandię? Jedno wiem napewno-od 2016 roku zaczęłam świadomie podróżować śladami starych wiatraków, a swoje wiatraczne przygody opisywać na blogu: