W 2017 roku miałam okazję odwiedzić północną Walię, o czym napisałam TU . Po zwiedzeniu Melin Llynon w drodze na kemping odwiedzamy jeszcze dwa stare wiatraki. Pierwszy z nich to ruina. Aby się do niej dostać musiałam wejść na prywatną posesję. Pytam grzecznie, czy mogę. Facet odpowiada, że tak i nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi.
Wiatrak został wybudowany w 1802 roku i niestety nie miał szczęścia, dziś jest ruiną, którego wierzchołek ozdabiają włosy z trawy.
Przedstawiam Wam Melin Maengwyn z miejscowości Gaerwen.
Trzeci walijski wiatrak-młyn, który udało mi się zobaczyć, podczas mojego wyjazdu, miał w swoim życiu więcej szczęścia. Melin Sguthan znajduje się w tej samej miejscowości co poprzedni. Nie mogliśmy uwierzyć, kiedy go zobaczyliśmy. Google maps pokazują ruinę (zdjęcia były ostatnio aktualizowane w 2011 roku) zatem kiedy ukazał nam się wyremontowany i rozbudowany wiatrak, nasze usta szeroko się otworzyły. Fajnie, że są jednak miłośnicy tego typu obiektów.
Pewnie sama, gdybym wygrała w totka kupiłabym sobie wiatrak i w nim zamieszkała. Jednak najpierw trzeba zacząć grać, a z tym u mnie jakoś „nie po drodze”.
Po wyczerpującym dniu, oczywiście my, dorośli padamy ze zmęczenia. Dzieci niestety nie, dlatego po chwili odpoczynku i zjedzeniu obiadokolacji idziemy jeszcze nad morze.
Po powrocie zjadamy jeszcze po walijskim ciasteczku, które w smaku przypomina naleśnika z rodzynkami.
To był wyczerpujący dzień, ale dla mnie, miłośniczki wiatraków, wspaniały i bardzo urodzajny. Na mojej „wiatrakowej” mapie mogę zaznaczyć 3 walijskie melin.
Podziwiamy Twoją miłość do wiatraków. Pięknie je pokazujesz i opisujesz.
Dziękuję 🙂