SYNDROM PARYSKI W SKERRIES

przez | 25 stycznia, 2023

Kiedy leciałam do Dublina nie miałam jakiś większych wiatracznych wymagań, ponieważ wiedziałam, że w stolicy Irlandii znajduje się tylko jeden młyn. Możecie o nim przeczytać w poprzednim wpisie, do czego serdecznie zachęcam:

Znalazłam w internecie informację, że zaledwie 30 km na północ od stolicy znajduje się muzeum, w którym będę mogła zobaczyć dwa wiatraki i młyn wodny. Oczywiście decyzja zapadła bardzo szybko-pół dnia muszę wygospodarować na Skerries. Tak szczęśliwie się złożyło, że mieszkanie które wynajmowaliśmy w Dublinie znajdowało się tuż przy stacji kolejowej, z której odjeżdżały pociągi do wiatracznego zagłębia.

O ile w czasie zwiedzania Dublina mieliśmy szczęście do ładnej pogody, tak w dzień, w którym wybieraliśmy się poza miasto lało. Dosłownie lało, a nie padało. My wprawdzie przyzwyczajeni jesteśmy do kapryśnej angielskiej pogody, no ale bez przesady… podczas wyjazdów nie tego oczekuję 😉 . Stefan trochę posmutniał, bo chłopak naprawdę cieszył się na ten wyjazd i perspektywa spędzenia kilku godzin w plecaku (aby nie zmókł) spowodowała w nim eskalację depresji. Dochodził do tego fakt, że był to nasz ostatni wiatraczny wyjazd w 2022 roku a perspektyw na podróżniczy początek 2023 roku brak.

Po 30 minutach jazdy pociągiem wysiedliśmy na małej stacyjce i skierowaliśmy się w kierunku muzeum. Deszcz nie ustawał lać i zanim dotarliśmy do kasy, byliśmy już cali przemoczeni. Przemiła pani z obsługi muzeum poinformowała nas, że nie da się wejść na teren skansenu bez przewodnika, a następny slot planowany jest za 2h. Zaproponowała mi, że zdjęcia mogę sobie porobić zza ogrodzenia. Nie będę ukrywała-nie tego się spodziewałam. Nie po mojej myśli było czekanie 2 godzin i przez kolejną godzinę spacerowanie w deszczu. Zakupiliśmy więc kilka drobnych pamiątek i udaliśmy się na pierwsze piętro budynku, gdzie znajdowała się kawiarenka. I powiem Wam, że to był najlepszy moment z całego naszego pobytu w Skerries, pobił nawet wiatraki, dla których przecież tu specjalnie przyjechaliśmy.

Kawiarnię obsługiwały niepełnosprawne osoby, byli to ludzie zarówno z problemami mentalnymi, jak również ruchowymi. Oczywiście na zamówienie trzeba było poczekać dłużej niż w zwykłej kawiarni, ale nam to nie przeszkadzało. To jest naprawdę niesamowite, że niepełnosprawni ludzie mają szansę żyć normalnie, a w zasadzie nie powinno to być „niesamowite”, bo taki widok powinien być codziennością.

Wróćmy jednak do tematu bloga, czyli młynów wiatrowych, które znajdują się w Skerries. Na terenie muzeum znajdują się dwa tego typu obiekty: The Small Windmill i The Great Windmill.

Najwcześniejszy znany irlandzki wiatrak został zbudowany w hrabstwie Wexford w 1284 roku, a o starszym z dwóch wiatraków Skerries wspomniano po raz pierwszy w połowie XVI wieku.

The Small Windmill jest zbudowany na miejscu prehistorycznego fortu, najwyższego punktu w miasteczku. Młyn ma około 12 metrów wysokości i średnicę żagli około 16 metrów. Jest to młyn typu wieżowego, w którym obracana jest jedynie czapa, do której zamontowane są śmigi.

The small windmill

Drugi z wiatraków, czyli The Great Windmill to również młyn wieżowy, ale posiada pięć żagli i ma wysokość 15 metrów wysokości a średnica żagli sięga 20 metrów. Na terenach płaskich jak w Holandii, młyny mają do 24 m wysokości, a więc ten ze Skerries nie bije rekordów pod tym względem, ale został nazwany „wielkim’ w porównaniu do swojego mniejszego brata.

Pięciożaglowy wiatrak Skerries został zbudowany jako czterożaglowy, ale po pożarze w 1844 roku został przekształcony w popularną wówczas wersję pięciożaglową. O samych żaglach napiszę osobny artykuł, jednak musi to jeszcze niestety poczekać, ponieważ muszę zebrać więcej materiału na ten temat.

Pomiędzy poziomami gruntu małego a dużego wiatraka istnieje różnica wysokości około 3 metrów.

Skerries Mills wyróżniało się na tle swoich sąsiadów tym, że obydwa wiatraki miały dostęp do energii wodnej. Na terenie muzeum znajduje się jeszcze młyn wodny, którego zza płotu nie udało mi się obfocić.

Adres: Skerries, Fingal, Co.Dublin, IRELAND.

Czy wyjazd do Skerries był udany? Pomimo paryskiego syndromu, który dopadł mnie tam w pierwszym momencie po przyjeździe, wizyty tam nie uważam za stracony czas. Dlaczego? Ponieważ wychodzę z założenia, ze każde podróżnicze doświadczanie staje się doświadczeniem, a takich doświadczeń życzę Wam i sobie jak najwięcej w 2023 roku.

Wyobrażacie sobie, że minęło już 15 dni nowego roku?

Tradycyjnie razem ze Stefanem zapraszamy na nasz Instagram oraz do śledzenia naszych dalszych wiatrakowych przygód. 

12 komentarzy do „SYNDROM PARYSKI W SKERRIES

  1. Taita w Irlandii

    Witaj na Szmaragdowej Wyspie 🙂

    Szkoda, że Irlandia była tego dnia kapryśna i humorzasta, na tle niebieskiego nieba, w promieniach słońca te urocze młyny prezentowałyby się jeszcze ładniej.

    Bardzo miło wspominam Skerries, to były pierwsze młyny, jakie udało mi się tutaj zobaczyć, cała wycieczka zaś była przemiłym doświadczeniem.

    Odpowiedz
    1. MarTaS Autor wpisu

      Czytałam, czytałam już u Ciebie o Skerries. Żałuję bardzo, że pogoda nie pozwoliła nam się bardziej podelektować tym miejscem.

      Odpowiedz
  2. Urszula

    Też tak uważam! Nie ma straconych wyjazdów, nawet mimo zimna czy deszczu. A poznani w czasie podróży ludzie, to wielka wartość dodana.
    I widzę, że Stefanek w końcu się ucieszył, bo wyskoczył z plecaka i podziwiał irlandzkich krewniaków i tamtejsze zielone krajobrazy.
    I wszystko fajnie się skończyło. Całusy Wam przesyłam:)))

    Odpowiedz
    1. MarTaS Autor wpisu

      Oczywiście Uleńko trzeba czerpać radości z małych rzeczy, jeżeli pada deszcz możemy dostrzec inne rzeczy. Gdyby było słonecznie, zapewne nie trafiłabym do tej uroczej kawiarenki. Uściski 🙂

      Odpowiedz
  3. Anna Jezowska

    Witaj 🙂 na pogodę wpływu nie mamy i zawsze chcielibyśmy mieć słonko i ciepło ale czasami mamy co mamy 🙂
    Fajnie pokazalas ten skrawek Irlandii, my tam jeszcze nke dojechaliśmy ale od długiego już czasu chodzi mi ten kraj po głowie. Też lubię fotografować takie obiekty jak wiatraki czy stare młyny. W zeszłym roku miałam okazję na Majorce i Mykonos które pojawią się za jakiś czas na blogu 😉

    Odpowiedz
    1. MarTaS Autor wpisu

      Ojjj wiatraki z Mykonos są na mojej liście 🙂 . Irlandia jest piękna, chociaż zobaczyłam jej niewielki skrawek 🙁 . Mam nadzieję, że kiedyś wrócę 🙂 .

      Odpowiedz
    2. MarTaS Autor wpisu

      Aniu a czy są w Norwegii stare wiatraki? Nie mogę naleźć nic w internecie, albo źle szukam.

      Odpowiedz
  4. Jula

    Masz rację, z każdej podróży wynosimy coś nowego i zdobywamy super wspomnienia, nawet jeśli pierwotny plan nie wypalił, a pogoda nie dopisała. Życzę Ci, żebyś dalej właśnie z takim nastawieniem odkrywała świat.
    Pozdrawiam

    Odpowiedz
  5. Mo.

    Nie, nie pojmuję, że minęły już 22 dni Nowego Roku. Ok, tydzień miałam wyjęty z życiorysu przez chorobę ale i tak nie wiem gdzie umknęły pozostałe dwa tygodnie?
    Musisz pomyśleć o jakimś przeciwdeszczowym kubraczku dla Stefana i koniecznie o wodoodpornym spodzie, nie godzi się żeby tak pozował do zdjęć na mokrym ?.
    Przytulam najmocniej jak się da ❤️

    Odpowiedz
    1. MarTaS Autor wpisu

      Ooo to jest dobra myśl z tym kubraczkiem dla Stefana, a jeszcze w kolorach folk to byłby odlot. Muszę pomyśleć…

      Odpowiedz
  6. Ania

    Witaj 😉 przepraszam, że dopiero teraz odpisuje ale nie przychodzą mi zwrotne komentarze i nie wiem dlaczego… Nie znam sie na tym 🙂
    Powiem Ci szczerze że nie przypominam sobie żebym widziałam gdzieś w Norwegii wiatraki. Szukam w głowie, ale nic takiego tu chyba nie ma. Są latarnie, stare młyny ale bez wiatraków.

    Odpowiedz
    1. MarTaS Autor wpisu

      Ja również nie mogłam w necie nic znaleźć w Norwegii wiatracznego 🙁

      Odpowiedz

Skomentuj MarTaS Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *